Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2012

Dystans całkowity:1394.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:45:04
Średnia prędkość:30.93 km/h
Maksymalna prędkość:85.00 km/h
Suma podjazdów:2300 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:154.89 km i 5h 00m
Więcej statystyk

KTC trening

Czwartek, 24 maja 2012 · Komentarze(0)
Kategoria trening
Jak zawsze w tym tygodniu wiało wiało wiało. I wiatr odstraszył wielu tak że było nas niewielu.

KTC trening

Niedziela, 20 maja 2012 · Komentarze(0)
Ledwo żyłem pO Brevecie u oskara w Miechowie. ale odpuściłem dopiero na 10km przed finieszem. 2 m w plecy

Brevet Miechów 208km

Sobota, 19 maja 2012 · Komentarze(2)
Już dawno wiedziałem że Oskar z Bikeholików ma w planach organizację brevetu w Miechowie wraz z MDK Miechów. I już przy 10-cio godzinnym maratonie w Miechowie wiedziałem że pojawie sie na starcie. Jeszcze w czwartek dzwoni do mnie Zbyszek z Kielc z pytaniem czy jadę na maraton w Świnoujściu. Więc mu naświetliłem temat że blisko w Miechowie jest taka impreza i przekonałem go by jechał ze mną bo blisko i śliczna trasa. Umówiliśmy sie u mnie pod blokiem 5.15 w dniu maratonu. Oczywiście zaspał i dopiero mój telefon GO obudził. Zapakowani o 5.30 wyruszyliśmy do Miechowa. Pech chciał że po 20km rozsadziło mu tylną opone w samochodzie i kolejny postój na wymianę koła. Mimo to stawiliśmy sie pod MDK o 7.05. Niespodziewanie było tam juz około 30-tu kolarzy, więc frekwencja dopisała. Jeszcze tylko pobrałem karte kontrolną , zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie, i 7.30 w trasę.
Do przodu wyskoczył Marcin Durman i Michał (oki) więc dogoniłem Ich. I tak jechaliśmy w strone Żarnowca. Współpraca na trasie układała sie wyśmienicie a jako że Marcin był w swoich stronach dokładnie wiedział gdzie sa punkty kontrolne.Trasa do Pilicy była płaska i przyjemna , jednakże potem zaczeły sie pagórki więc raz podjazdy raz zjazdy i tak na okrągło. W Sułoszowej za Pieskową Skała Michał nie wytrzymał tempa Marcina i odpuścił więc zostaliśmy we dwójkę.
Dotarliśmy do Olkusza i skierowaliśmy sie na bar "cynamon". Niestety obsługa z braku kierowniczki nie była w temacie naszej obsługi więc czekaliśmy około 15 min aż kierowniczka przyjdzie i zarządzi wydawanie posiłków. Chwile po nas dotarł Michał z Krakowa. I juz wspólnie sie posililiśmy schabowym z ziemniakami i surówką. Niestety potem sie okazało że to był bład tak sie najadać przed kolejnymi górkami, trzeba było zupę sobie zamówić, było by lżej kręcić. Gdy kończyliśmy posiłek dojechała pod bar grupa Bikeholików . My ruszyliśmy dalej. Jak juz pisałem nie łatwo było po takim obiedzie wrócić do swojego tempa .Minęliśmy Ogrodzieniec i za Ogrodzieńcem w strone Pilicy chwila wytchnienia bo teren opadał. Choć ja na zjazdach starałem mocno pracowac więc kręciłem ile sił w nogach. Wiatr zaczął nam dokuczać . Jeszcze tylko kiepska droga do Sędziszowa (pomyliłem droge) , i został nam ostatni odcinek z mocnym wiatrem w twarz do Miechowa. Jeszcze przed Kozłowem na jednym z podjazdów nasza trójka sie rozjechała, K=każdy w swoim juz tempie pokonywał to wzniesienie. Więc zaczełem uzyskiwac nad Marcinem i Michałem przewagę, a jako że było juz niedaleko do mety stwierdziłem że juz czas jechac w swoim tempie. Niestety za Kozłowem kiedy miałem skręcić na Miechów traktor mi zasłonił drogowskaz i pomyliłem trase kierując sie na Książ Wielki. Skutkowało to wydłużeniem trasy o 8km zaliczenie dużych podjazdów między Książem a Miechowem , a ostatnecznie i uzyskanie drugiego czasu na mecie. Choć to taki mały szczegół bo w sumie prędkośc średnia mi wyszła największa ze wszystkich, więc nie czuje sie pokonany. Raczej zagubiony, hihi.
Na mecie czekała już na mnie Monika która z Kielc przyjechała rowerkiem. Nie łatwo Jej było przy tym wietrze i pagórkach na trasie Jędrzejów - Miechów
PO odświeżeniu sie czekały już na nas kiełbaski z grila , kawa , napoje. Więc obsługa sposała sie perfekcyjnie. Potem już tylko rozmowy w amfiteatrze przy MDK-u o wrażeniach z trasy. Kolarze sukcesywnie pojawiali sie na mecie, i nie tylko ja pogubiłem droge. Często sie to zdarzało. Gdy już najedliśmy sie jak nigdy, bo kiełbasek nie brakowało, i gdy dostaliśmy dyplomy, zapakowaliśmy sie do samochodu w podróz powrotną do Kielc. Jeszcze tylko na obwodnicy Jędrzejowskie odleciała Zbyszkowi końcówka rury wydechowej od tłumika, pewnie po tym rozerwaniu opony w drodze do Miechowa. Więc samochód zaczął wydawac odgłos jak sportowa wersja czołgu. Ale szczęśliwie dojechaliśmy do domu. Jeszcze tylko finał Ligi Mistrzów i tak sie zakończył ten pełen wrażeń dzień.
Podsumowując
Organicacja przez Oskara i MDK perfekcyjna
Trasa zarąbista
Pogoda Idealna
Do następnego razu na kolejnej imprezie w Miechowie

KTC trening

Czwartek, 17 maja 2012 · Komentarze(0)
Trening w piatke ... wiatr wiał, Nerwowy szarpał, czuje nogi po weekendzie

Katowice - Hel 674km

Piątek, 11 maja 2012 · Komentarze(14)
Już na długo długo wcześniej wiedziałem o super pomyśle Raptora, o wyjeździe na Hel z Katowic. Więc chciałem sie do tego przygotować jak najlepiej umiałem. Biorąc pod uwage że ten rok to przygotowania pod 865km/24h w Warce a także dobry czas na Bałtyk-Bieszczady, Majowy wyjazd miał być forma przygotowania.
Zacząłem więc jeździć ze Świętokrzyskimi kolarzami by podłapać troche formy.
I mimo swoich obaw co do formy zebrałem sie w piatek do pociągu jadącego w moje rodzinne strony, czyli Katowice. Jeszcze wpadłem do kurierów rowerowych gdzie mój brat jest dyspozytorem i tam juz sie przebrałem jak na maratończyka przystało w strój 1008.pl . Pod spodkiem czekał już prawie komplet naszego składu. Przywitania, pakowanie do samochodu rzeczy i hasło RUSZAMY. Sląsk jaki jest wszyscy wiedza co byli, zatłoczony i ruchliwy. Więc przez pierwsze 25km jechaliśmy od świateł do świateł. Lecz juz na obwodnicy Tarnowskich Gór zaczęła sie płynna grupowa jazda. I to jest to co lubie najbardziej. Super wyglądała nasza grupa 11 kolarzy mknąca 30-40km/h z wiatrem w plecy. Co jakiś czas wychodziłem na zmiane, co jakiś czas trzymałem tyły i tak nam zeszło do Wielunia gdzie gdy Tomek złapał gume zarządziliśmy postój. Zbiegło to sie z przyjazdem od strony częstochowy naszych dwóch kierowców. Którzy przewozili nasze rzeczy i prowiant. Cały czas sms-ami bądź rozmowa telefoniczną Informowałem Monike o postępach naszej eskapady, a Ona na bieżąco pisała na forum krótkie informacje które wiele osób śledziło. W tym Rebe i Łukasz R i Piotrek W
Po wymianie dętki i posileniu sie ruszyliśmy dalej na północ w strone Sieradza.
Był miły wieczór a upał juz zelżał ustępując miejsca orzeźwiającemu powiewowi nocy. I tak dotarliśmy do Sieradza gdzie zatrzymaliśmy sie pod tesco zakupić wode i ubrac rzeczy na noc. Mając kłopot ze swoja lampką w której w marcu po zderzeniu miom z wielkim psem połamał sie uchwyt,(założyłem prowizoryczny) ruszyłem z pod sklepu 5 min później i nie wiedząc gdzie jechać zadzwoniłem do Raptora. Zaczekał na mnie i po paru km szybkiej pogoni dogoniliśmy grupe.
Na horyzoncie złowrogo zaczęły sie pojawiac czarne chmury co jakis czas podświetlane wyładowaniemi czyt. błyskawice. hihi. Po drodze do Włocławka dołączył do nad mad a później także Rebe. I dojeżdżając do Włocławka skończyło się rumakowanie. Wiatr się zmienił , i zaczęło padać. Po spotkaniu z Piotrkiem Wasmundzkim i Łukaszem Rojewskim pod lidlem we Włocławki ruszyliśmy już w deszczu dalej na Toruń. Było zimno i wiało a na dodatek wylotówka z Włocławka wołała o pomste do nieba. Dziury dziury i..... koleiny. Już po paru kilometrach Mad zaliczył szlifa na jednej z kolein. Całe szczęście nie wpakował się pod samochód choć niewiele brakowało. Czołówka poszła do przodu a my zostalismy z tyłu. Po paru km zawinęlismy się wszyscy na stacje benzynowa , przemarznięci i przemoczeni. Tam zrobiłem bardzo słuszną rzecz. Założyłem sucha koszulke i zimowy windstoper a także neoprany na buty. W dalszej części drogi stwierdziłem że była to bardzo dobra decyzja. Pamietam jak dziś jak nas pogoda pokonała w Gliwicach w 2011r na dystansie 700km/24h. Teraz nie chcąc popełnic tego błędu zabrałem ze soba ubrania na każdą pogodę. Ze stacji paliw na której chwile zagrzaliśmy się do Torunia droga mimo że równiejsza była mało ciekawa , deszcz i wiatr w twarz. Choć już zaczęło mniej padać. Już w drodze na Toruń chłopaki stwierdzili że jak się pogoda nie polepszy wsiadaja w pociąg. I tak tez się stało gdy tam dojechaliśmy. Lecz ja będąc ubrany stosownie do warunków nie chciałem kolejny raz poddac się dystansowi. (700km/24h Gliwice) Więc zapytałem kto jest na siłach jechac dalej. Zebrało się nas pięcioro. I chwała im za to ale kierowcy poztanowili nas dalej asekurować na trasie. Bez tego nie było by szans jechac dalej. Tuszyliśmy z Torunia zostawiając chłopaków na dworcu jeszcze w lekkim deszczu. Lecz zaraz za toruniem zaczęło się przejasniac i deszcz ustał. Tyle że wiatr północno-zachodni wzmógł się niebotycznie. Zaczeła się gehenna , walka z wiatrem z samym sobą, z podmuchami nadjeżdżających TIR-ów. Niestety Tomek miał kłopoty żołądkowe i zaraz za Toruniem musiał skorzystac z pomocy wozu technicznegi do którego zie zapakował by zregenerowac swój organizm całonocna jazdą. Ja Piotr Łukasz i Michał walczyliśmy nadal z wiatrem , raz bocznym raz czołowym. Przystanki robiliśmy co 25-35km , Inaczej się nie dało tak wiało. W Grudziądzu postanowilismy zaliczyc jakiś ciepły posiłek. Niestety, Mc Donald był w budowie, a fast food który znaleźliśmy , szkoda gadac. Hamburger niezjadliwy a frytki przesolone, Choc prosiłem by nie soliła. Tylko czas stracilismy. Ale kilometry umykały i tak rotarlismy do Tczewa , niby osobno ale zawsze w pobliżu, jazda na kole przy tym wietrze nic nie dawała a tylko stwarzała zagrożenie wypadku. Tam tez Tomek już zregenerowany wsiadł z powrotem na rower by dokończyć trasę. Wjechalismy do trójmiasta gdzie za sprawa dużej ilości sygnalizacji świetlnej się rozdzieliliśmy. Trzymając się drogi niestety się pogubiłem w rejonie stoczni Gdyńskiej lecz w sumie po chwilowym błądzeniu doterłem do oststniego naszego punktu gdzie czekał na nas samochód. Potem postanowiliśmy żeby kierowcy już jechali do Jastarni. Nam zostało jakieś 60-80km do celu. Czekał nas ostatni etap, ostatnie 40km walki z potwornym wiatrem i potem już półwysep Helski. Za Redą już nie czekałem na chłopaków tylko pognałem swoim tempem, wiedząc że oni jeszcze chcą zaliczyć jakąś knajpę. Nie wiedziałem kto chce jechać na Hel a kto tylko do Jastarni , więc nie chciałem tracić czasu i ruszyłem z kopyta by przed zmrokiem jesz być na Helu. Malownicza droga na wydmy za Redą choć pod górkę dała chwilę oddechu od wiatru który na tym odcinku był osłoniety przez wydmy. Gnałem jak bym dopiero wsiadł na rower , a miałem już 600km w nogach. Rozpościerała się piekna panorama zatoki Puckiej. Nareszcie wjechałem na mierzeje. Nareszcie wiatr w plecy. Gnałem tak aż ho Helu po drodze spotykając Pawła który na rowerze Raptora rozprostowywał nogi po dobie spędzonej w samochodzie. Kilometry na mierzei dłużyły się a chłód był coraz bardziej przenikliwy. Lecz tyle przejechac i nie dotrzec do celu było nie do przyjęcia. Nareszcie tabliczka Hel. Zrobiłem tam fotke choc do końca półwyspu zostało jeszcze jakieś 10km. Ale po 20min a może mniej i tam dotarłem. Za cel sobie obrałem latarnie morską. Chwile tam posiedziałem, zrobiłem pamiatkowe zdjęcie i ruszyłem ku noclegu w Jastarni. Ostatnie 15km jak się nie myle. Wyjeżdżając z Helu napotkałem jeszcze Michała . Też uparł się by dotrzec do końca i jechał tam gdzie ja już byłem. Nastał mrok a chłód był coraz większy. Około 5 stopni. Tyle że wiatr nieco zelżał. Dotartłem do kwatery , zmęczony ale szczęśliwy i dumny z pokonanej trasy i przeciwnościami. Na kwaterze były rozmowy wymiana doświadczeń długo oczekiwany odpoczynek. Jeszcze tylko kąpiel i wyjście do sklepu po cos ciepłego do zjedzenia. I piwko :) którego ze zmęczenia nawet nie otwarłem. Zasnąłem jak dzidzi.
Rano i to bardzo rano pobudka bo pociag mielismy o 8.05 Pożegnania czas. I w składzie w którym jechalismy od Torunia, ja Łukasz Michał i Piotrek wsiedliśmy do pociagu. W Gdynie rozstałem się z Piotrkiem i Michałem z Łukaszem poszliśmy na śniedanio-obiad do baru przy dworcu. Lecz i na mnie przyszła pora gdyż miałem pociąg niebawem do Kielc. Pożegnałem się z Łukaszem, wzajemnie nsobie podziekowaliśmy za wspólna jazdę. I ruszyłem do Moniki w wielogodzinnej podrózy w PKP.
To by było na tyle....
Podsumowując :
Pogoda od połowy trasy nie rozpieszczała , jak tylko możliwe brać wszystkie ubrania jakie mamy. Po błędzie jakim był brak ubrań w gliwicach teraz już byłem przygotowany i ciesze się że dałem radę.
Podziękowania dla wszystkich uczestników i kierowców.
Nie moge się doczekać następnego razu